Dotarła do mnie dzisiaj z Urzędu Stanu Cywilnego we Wronkach kserokopia aktu zgonu mojego pradziadka Józefa Rogalskiego. Po cichu liczyłem, że może - z uwagi na okoliczności śmierci - gdzieś na marginesie znajdę jakiś intrygujący dopisek. Łudziłem się, że naprowadzi mnie on na nowy trop, dyskretnie podpowie rozwiązanie zagadki.
Dokument ma typową formę. Margines jest czysty. Ale sprawdzić - nie zaszkodziło.
W rubryce "miejsce zamieszkania" podano nieaktualny adres pradziadków (Łuck, ul. Lubarta). Tymczasem - jeszcze przed drugą wojną światową wybudowali oni dom w Szamotułach. Prawdopodobnie jednak bali się, że go stracą. Poza karą więzienia, wydany w 1945 r. wyrok obejmował również przepadek mienia pradziadka. Dlatego też szamotulska posiadłość nie była oficjalnie jego własnością.
Osobą zgłaszającą zgon była strażniczka więzienna. Wszystkie dane dotyczące pradziadka i jego rodziny wypełniono więc na podstawie innych dokumentów. Dlatego też nie podano zawodu i miejsca zamieszkania rodziców. Na kserokopii jest jednak wyraźny podpis strażniczki oraz podane jej miejsce zamieszkania. Osoba ta być może znała prawdę o śmierci mojego pradziadka. Wiedziała, czy rzeczywiście go otruto. Forma jej nazwiska wskazuje, że była niezamężna. Mogła być więc po prostu stosunkowo młoda. Ciekawe, czy opowiadała później swoim najbliższym, czego była świadkiem, pracując w latach powojennych w Zakładzie Karnym we Wronkach. Mój pradziadek nie był przecież jedynym więźniem politycznym z tamtego okresu. Zresztą - nie on jeden nie doczekał wolności...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz