Wielka
szkoda, że moja babcia nie doczekała tej chwili. W rękach mam właśnie
monografię Włodzimierza Dębskiego Było
sobie miasteczko. Opowieść wołyńska. Teraz niestety zawarte w niej
wspomnienia mogę skonfrontować jedynie z kilkoma zachowanymi dokumentami,
świadectwami szkolnymi, zdjęciami i chaotycznymi zapiskami babci, sporządzonymi
krótko przed jej śmiercią.
Kilkusetstronicowa
książka Dębskiego jest kopalnią informacji na temat Kisielina i pobliskich
miejscowości. Splata ze sobą dwa skrajne obrazy: przedwojennej koegzystencji środowisk różnych kultur i wyznań oraz napięć i wrogości, jakie narosły między nimi w czasie wojny.
Moi przodkowie doświadczyli obu tych światów.
„Kalenicowo stojący, nietynkowany budynek
mieszkalny J. Kraszewskiego, a po jego śmierci – spadkobiercy Kołka”. To
opis miejsca, w którym mieszkała babcia! Uzupełnia go dokładny plan osady.
Dalej znajduje się więcej informacji o właścicielu domu, Stefanie Kołku – byłym
policjancie, a później gajowym – jego żonie i dzieciach. Kołkowie „mieszkali w wielkim domu przy ul.
Dębowieckiej. Jego połowę wynajmowali lokatorom (…)”. W latach
trzydziestych moja babcia, jej siostra, brat i pradziadkowie Rogalscy należeli
do wspomnianych lokatorów tej posiadłości...
Książka
Dębskiego będzie doskonałym przewodnikiem na majowym wyjeździe do Kisielina.
Bylam na Ukrainie w sierpniu 2012 roku. Jeszcze nie udalo mi sie tego wszysktiego poukladac w glowie.
OdpowiedzUsuńMalgorzata
Ja już się nie mogę doczekać, kiedy tam pojadę...
UsuńNigdzie nie mogę dostać tej książki :(
OdpowiedzUsuńWiem, że jest też o mojej rodzinie (Karaniewicz). Jeśli mogę prosić o skany będę bardzo wdzięczna!! marta1118@wp.pl
Sprawdzę, czy nazwisko występuje w książce. Dzisiejszy Kisielin to wspaniałe miejsce, choć trochę przygnębiające, gdy ma się świadomość tego, jak wyglądało kiedyś i jak tragiczna historia z nim się wiąże.
Usuń