-
A po co? Przecież tam nic nie ma. Nikt tam nie mieszka - pani Ludmiła jest wyraźnie zdziwiona, że ktoś pyta o drogę do Pańskiej Doliny. Dowiadujemy się
jednak, że kierunek mamy dobry. Jeszcze kilka kilometrów prosto, potem trzeba
skręcić w prawo. Tam bruk się kończy. Gruntową drogą możemy nie przejechać.
Jest
początek maja. Pogoda nam nie sprzyja - słońce
zasłaniają deszczowe chmury. W oddali grzmi. Widoki za to - nieziemskie. Linia horyzontu tworzy okrąg.
Wokół same pola, gdzieniegdzie kępa drzew. Moment zwątpienia i myśl, czy nie
zawrócić. Jedziemy jednak dalej.
Pańska
Dolina leży w powiecie dubieńskim na południe od Łucka. W 1943 r. zawiązała się
tu polska samoobrona przeciw oddziałom UPA, które czterokrotnie próbowały ją
rozbić. Bezskutecznie. Napastnicy w każdym z ataków ponosili znaczne straty. Pańska
Dolina stała się schronieniem dla setek Polaków.
Moja
babcia, Bożena Rogalska, z rodzicami i rodzeństwem mieszkała tu w latach 40. Od
niedawna wiem, że wyjechała stąd zanim nasiliły się pogromy dokonywane przez
UPA. Kilka miesięcy temu, poprzez mój blog, skontaktowała się ze mną rodzina
Dawidowiczów, u której moi przodkowie wynajmowali w Pańskiej Dolinie pokój. Rówieśnica
mojej babci, mieszkająca obecnie na Żuławach Wiślanych, przez lata zastanawiała się, co
stało się z Rogalskimi po wojnie. Od niej wiem, że tak częste przeprowadzki
mojej rodziny - w tym pobyt w Pańskiej Dolinie - wynikały prawdopodobnie z obawy przed zsyłką na Syberię.
Ostatecznie udało im się tego uniknąć, mimo to dalsze losy pradziadka potoczyły
się tragicznie.
Pańska
Dolina obecnie praktycznie nie istnieje. Nazwę miejscowości odnajduję na starej
mapie. Obok jest niewielka ukraińska wioska; Dobratyńskie Nowiny to grupa zaledwie kilku domów. Jest tu też szkoła
podstawowa. W tym miejscu kończy się droga. Zostawiamy samochód. W oddali widać już
charakterystyczny las, tworzący w krajobrazie zwartą bryłę. To on wyznacza skraj kolonii, do niego sięgały kiedyś łany pól. Na początku wsi jest rozwidlenie,
gdzie - według wspomnień dawnych mieszkańców - miał stać krzyż. Dom Dawidowiczów
znajdował się kilkaset metrów dalej. Wiemy, że się nie zachował. Ale może został choć jakiś ślad?
Deszcz
pada coraz mocniej. Grzęźniemy w błocie po kostki. Mamy jednak szczęście - jeden z mieszkańców Dobratyńskich Nowin nas wypatrzył i chce nam pomóc. Zrzuciwszy z wozu stos obornika, proponuje nam podwiezienie.
Jedyna możliwość, by dotrzeć dalej. Okazja, która się nie powtórzy. Decydujemy
się więc praktycznie bez zawahania.
Ukrainiec
bardzo chce nam pomóc. Zaczyna intensywnie myśleć, kto mógłby ewentualnie
pamiętać mieszkających tu kiedyś Polaków. Zapisujemy mu swój numer telefonu i interesujące nas nazwiska. Gdy przywozi nas z
powrotem, przy naszym samochodzie jest już spore zbiegowisko. Wiadomość o naszym przybyciu rozeszła się po okolicy błyskawicznie. Teraz już całe grono próbuje skojarzyć rodzinę Rogalskich i
Dawidowiczów. Ich wiek nie pozwala im pamiętać czasów drugiej wojny światowej,
mimo to są nieugięci. To empatyczne podejście onieśmiela. Wręcz nas,
Polaków, trochę zawstydza. Rozmawiając z mieszkańcami Dobratyńskich Nowin, mamy bowiem w głowie krzywdzące stereotypy o Ukraińcach powtarzane przez naszych rodaków. Nasłuchaliśmy ich sporo przed wyjazdem.
Wyprawa
do Pańskiej Doliny kończy się w domu u pani Ludmiły, którą wcześniej, jadąc
tu, spytaliśmy o drogę. Typowa wiejska chałupa. Kilka izb. W jednej z nich, w
łóżku, staruszka - mama pani Ludmiły. To z jej powodu zostajemy tu
przyprowadzeni. Ona może coś pamiętać - słyszymy. Okazuje się inaczej - historia
była bardziej zawiła. Ukraińcy, żyjący tu dzisiaj, to przesiedleńcy z terenów obecnej
Polski. Staruszka więc Polaków nie zna, sprowadziła się tu już bowiem po
wojnie. Na zasadzie wymiany, ruchy migracyjne były dwukierunkowe. Zadziwiająco
dobrze mówi natomiast po polsku. Przez lata nie miała z kim w tym języku
porozmawiać.
Po
kilku godzinach wyjeżdżamy z Pańskiej Doliny. Temat jednak nie zostaje zamknięty. Niedawno dostaliśmy list od jednej z osób ze zbiegowiska wokół
naszego samochodu. Pani Maria - będąca pod dużym wrażeniem wysiłku, jaki
włożyliśmy w organizację naszej podróży śladami dziadków - dotarła do starszej
kobiety, mieszkającej w Łucku, która pamięta gospodarstwo Dawidowiczów. Podobno
zarośnięte szczątki tego domu jeszcze można zobaczyć. Pani Maria sama je
odszukała. Teraz zaprasza nas ponownie do Pańskiej Doliny. Skuszeni dobrymi
wieściami, może kiedyś wrócimy?... Oby tylko w lepszą pogodę.
Máte ještě nějaké informace o Pánské Dolině ? Můj pradeda byl starosta vedlejší obce. Děkuji Soldatek
OdpowiedzUsuńCzesc, moj dziadek urodzil sie w Dobratyńskich Nowinach w 1924, a potem zostal przesiedlony na Mazury. Jego nazwisko Lipa. Moze to bedzie pomocne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMoja mama urodziła się w Nowinach Dobratyńskich w 1929r. Nazywała się Lipa. / Lipińska ale zmienili om na Lipa.Przeniesiono ich na Mazury Szczytno. Brat mamy był Stanisław.
UsuńStanisław ur 1924
UsuńCześć mój dziadek urodził się w Pańskiej Dolinie - Jan Kuprasz syn Józefa.
OdpowiedzUsuń